Jak uratować kurczący się budżet przed weselem?

0

Cześć, jestem Jacek i właśnie postanowiłem się ustatkować – Tak poinformowałem moich rodziców i znajomych o zaręczynach z Justyną. Justynę znam od 5 lat i wiedziałem, że to ta jedna jedyna, więc nie było sensu dłużej czekać. Poza tym nie oszukujmy się od zaręczyn do ślubu to też chwila. Chwila na przygotowania i oszacowanie swoich możliwości na realizację wymarzonego przyjęcia i zaplanowanie wspólnego życia.

Justyna na początku chciała uciec od wielkiego przyjęcia, tłumu gości i wielkiej białej sukni. Wszystko zmieniło się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, gdy zobaczyła na swoim palcu pierścionek. Rozpoczęły się wielkie plany i rozmach, który nie mieścił się w głowie. Oczywiście zakładałem, że ślub i wesele trochę kosztują, ale plany w wykonaniu Justyny roztopiły bardzo szybko moje oszczędności. Nie chciałem jej sprawić zawodu. Jakkolwiek koszt garnituru i całego mojego ubioru mogłem ograniczyć do 1000 złotych, tak sukienka i jej koszt nie podlegały dyskusji i szybko okazało się, że ta przysłowiowa jednorazówka kosztuje ponad 5 tysięcy złoty. Im dalej w las, tym drożej. Sala weselna w stylu rustykalnym na starcie kosztowała 10 000 zł. Dekoracje pochłonęły kolejne 3 tysiące. Z racji tego, że sala znajdowała się poza miastem pojawił się temat transportu gości i ich nocleg. Kolejne 5 tysięcy. DJ okazał się zbyt nowoczesny na standardy naszej rodziny, więc pozostało nam zatrudnić zespół. Nawet roczne wyprzedzenie nie gwarantowało niskiej ceny. Także budżet został znów uszczuplony, tym razem o 4 tysiące. Wszystko to oczywiście wypadało uwiecznić, by tak spektakularna impreza została z nami na lata w formie fotografii i video… I w tym momencie poczułem, że to już za dużo. Nie ma co się oszukać, finansowo mnie to przerasta. Wiedziałem, że będzie drożej niż zakładałem, ale oszczędności skończyły się zbyt szybko. Nie miałem wyjścia. Musiałem znaleźć dodatkowe środki, bo ślubna machina była już rozpędzona. Nie było sensu zawracać głowy Justynie. Postanowiłem sam sprawdzić rynek. Pierwsze spotkanie w banku i poczułem się oszukany. Straciłem czas, a oferta z reklamy, która wydawała się ciekawa, w praktyce oznaczała konieczność doniesienia mnóstwa dokumentów i wcale nie była taka szybka jak obiecywano. Zależało mi na czasie, więc sprawdziłem oferty firm pozabankowych. Tutaj też czekał mnie zawód. Owszem, można szybko, ale trzeba oddać nawet dwa razy tyle . To nie była dobra perspektywa na początek wspólnego życia. Nie miałem noża na gardle. Chciałem spełnić tylko marzenia mojej narzeczonej. I tak jak to w życiu bywa, gdy już nie widzisz wyjścia, pojawia się jedyne słuszne rozwiązanie. Był to Smartney. Przyznaję, że pierwszy raz w życiu słyszałem o tej firmie. Zasady miały być proste. W teorii: bez dokumentów, z domu i nawet do 60 tysięcy złoty na 5 lat. Smartney udowodnił mi, że w świecie finansów teoria może iść w parze z praktyce. Pokazałem stronę Smartney Justynie. W końcu poważne decyzje trzeba podejmować wspólnie. Była ciekawa jak ja. Złożyłem wniosek, a potem wszystko wydarzyło się tak szybko, że Justyna otworzyła stronę z mustangiem z 64 roku, który chciała wynająć, byśmy pojechali nim do ślubu. Aha… 🙂 Gładko poszło. Cóż mogę powiedzieć? Smartney to zaskoczenie dla mnie i pomoc w realizacji planów. Przejrzyście, prosto i co najważniejsze uczciwie. Wszystkie dokumenty dostałem na maila. Mogłem się z nimi zapoznać na spokojnie siedząc w swoim fotelu. Wszystko się zgadzało i miało sens. Także ślub niezagrożony, narzeczona szczęśliwa. Mam nadzieję, że wspólne życie będzie zawsze tak proste.

Jacek