Studia za granicą? Jak prosto spełnić marzenie dziecka

0

Zawsze lubiłam spędzać czas z córką, nawet jeśli tylko była obok, nawet jeśli nic nie mówiła. Kojarzyłam te chwile z dniem, w którym przyszła na świat. Zosia leżała przy mnie, a ja już wtedy snułam plany o jej przyszłości. Wyobrażałam sobie kim będzie, tylko czasem upominając samą siebie, że będzie tym, kim zechce być. I nikim więcej. Już wtedy wiedziałam, że przyjdzie dzień, w którym ona pójdzie swoją drogą. Wiedziałam, że zanim to nastąpi, czeka nas pierwszy ząb, katar i pierwszy krok. Czeka nas pierwsze słowo, laurka i rozbite kolano. Pierwsza miłość, pierwszy zawód i pierwsze poważne decyzje. Wiedziałam, że to wszystko minie i nadejdą dni, których bałam się, kiedy zobaczyłam ją pierwszy raz. Często siadałam obok Zosi, po to tylko, by dać jej poczucie, że jestem obok, nawet wówczas, gdy mnie nie widzi. Dbałam o naszą relację, o jej rozwój i poczucie wolności. .

Siadałam obok Zosi, by razem z nią snuć plany na przyszłość, dbałam, by walczyła o marzenia, podejmowała wyzwania i znała swoją wartość. Lubiłam słuchać jej marzeń, jeszcze trochę naiwnych, tych, które nie zderzyły się jeszcze z rzeczywistością. Były szczere i pełne wiary. Mówiła o nich z pasją i zaangażowaniem, pragnęła spełniać marzenia, nawet te najmniejsze. Mówiła o tym, kim pragnie być – dziennikarką i malarką, chciała spróbować tańca, nauczyć się pływać. Marzyła o dalekiej podróży. Chciała, bym mogła przy porannej kawie czytać jej artykuły albo nosić sukienki, które zaprojektowała. Miała swój niepowtarzalny styl, łączyła ubrania z niezwykłym wyczuciem, potrafiła wśród tysiąca modeli znaleźć kilka doskonale się uzupełniających.

Podarowałam jej kiedyś maszynę do szycia. Przez następne godziny zszywała ze sobą kawałki materiałów, pruła je, fastrygowała, marszczyła, zszywała i znów pruła. A kiedy kończyłam kolejny rok życia, podarowała mi zaprojektowaną i uszytą przez siebie sukienkę. Nosiłam ją z dumą podczas kolejnych okazji, w głębi serca pragnąc, by związała swoją przyszłość z krawiectwem.

Jesienne wieczory córka zaczęła spędzać ze wzrokiem utkwionym w ekran komputera. Wydawało mi się, że coś zaczyna kiełkować w jej głowie i za chwilę przyjdzie czas na poważne rozmowy i podejmowanie kluczowych decyzji, które mogą mieć wpływ na całe jej życie.  

Pierwsze kroki, zęby i pierwsze miłości dawno miałyśmy za sobą. Minął czas kolorowych laurek i dziecięcych marzeń. Moje dziecko stało się dorosłe. Przyszedł ten dzień, w którym stanęła przede mną i powiedziała, że chce się poradzić. Już za chwilę miała wybierać swoje wymarzone studia. Chciałam w tym uczestniczyć, jednak przede wszystkim chciałam, by jeszcze mocniej wierzyła w to, co wpajałam jej przez wszystkie lata – w swoją wartość, nieograniczone możliwości, różnorodne talenty i pasje. Dałam jej możliwość nieskrępowanego wyboru. Usiadłam obok, po raz kolejny stając się jej oparciem. Otwarte w oknie przeglądarki zakładki nie pozostawiały wątpliwości. Moja córeczka chce rozpocząć studia za granicą. Beż żadnego oddechu, bez przerwy i bez zająknięcia opowiedziała mi o swojej miłości do mody, pokazała projekty, które przygotowywała od kilku miesięcy, prototypy i sukienkę, która miała być pierwszym elementem całej kolekcji. Słuchałam tego, co mówi i nie mogłam wyjść z podziwu – doskonały plan, przemyślane rozwiązania i pasja towarzysząca każdemu słowu. Nie miałam wątpliwości, że czas by marzenia stały się realnym planem.

Nigdy wcześniej nie brałam pod uwagę wyjazdu córki za granicę, nawet na czas studiów. Byłam przekonana, że wybierze uczelnie najdalej na drugim końcu kraju i na taki wybór byłam przygotowana, również finansowo.  Co prawda Zosia miała szansę na stypendium, ale ono i tak nie wystarczało na pokrycie wszystkich miesięcznych kosztów utrzymania w Paryżu. Potrzebowałam dodatkowo 50 000 zł, żeby pomóc jej spełnić te marzenia i zainwestować w jej przyszłość. . Sprawdziłam kilka ofert banków na tą sumę, ale wszyscy zapraszali mnie do placówki i prosili o dodatkowe dokumenty. Firmy pożyczkowe nawet nie oferowały takich kwot, więc nie ma o czym mówić. I wtedy zobaczyłam reklamę telewizyjną  nowej firmy – Smartney. Sprawdziłam i okazało się , że chociaż firma jest nowa to należy do francuskiej grupy bankowej, która działa od ponad 35 lat. W rankingach w Internecie tez mieli bardzo dobra pozycje i co najważniejsze mogłam tam pożyczyć nawet 60 000zł. Poprosiłam Zosię o pomoc przy składaniu wniosku na stronie, ale okazało się to niepotrzebne, wniosek był prosty i bardzo intuicyjny. Zajęło nam to może 10 minut. Potem musiała się zalogować do swojego konta i chociaż na początku miałam opory to okazało się, że jest to bezpieczne szyfrowane połączenie. Decyzja kredytowa była praktycznie natychmiastowa i po paru minutach pieniądze były na moim koncie. Spłaty rozłożyłam sobie na 5 lat, żeby nie były zbyt dużym obciążaniem.

Smartney sprawił, że jeszcze tego samego wieczoru kupiłyśmy bilety do Paryża by jechać tam na egzaminy wstępne. Nie może mnie zabraknąć tego dnia przy mojej Zosi. Wierzę, że spełni swoje marzenia i zostanie wspaniałą projektantką.

Krystyna